Przeczytałam poprzednie wpisy. Odżyły wspomnienia. Wracają myśli zagubione inspiracje, które rozbłysły. Jak Chicago w słońcu.
Takie tam po świąteczne
Minęło dziesięć
dni od naszej amerykańskiej
przygody. Dużo to i mało. Chwilami wydaje mi się jakby tego wyjazdu w ogóle nie było , chwilami, nieoczekiwanie
czas przeżyty w USA wraca z taką intensywnością, że zmienia wszystko dookoła. Oglądam jakiś amerykański film i patrzę jakoś
inaczej na ulice, domy, wnętrza, ludzi.
Byłam tam, myślę. I choć widziałam zaledwie jakiś ułamek promila to
nieważne. Nie w obrazach rzecz, ale w czymś nieuchwytnym, co pozostało. Czym
jest to coś nieuchwytne? Próbuję zrozumieć. Może klimat (nie ten
kontynentalny), międzyludzki (?),
wolność (?) godność (?), podmiotowość (?) każdego wpisana w historię i kulturę.
Ludzie (obcy) się do siebie uśmiechali. W Polsce nie widziałam dziś, stojąc między
chrześcijanami na mszy świętej, w dzień Bożego Narodzenia, żeby ktoś uśmiechnął
się do drugiego, ba na uśmiech też nikt nie odpowiedział.
Powrót
Wróciliśmy do domu. Zanim jeszcze o powrocie, to przed tym słów kilka o ostatnich chwilach w Chicago. W piątkowy wieczór byliśmy na musicalu. Mały, niepozorny budynek teatru, ale przedstawienie ... rewelacja. Fabuła osnuta na legendarnym spotkaniu czterech wielkich muzyków amerykańskich Jerry Lee Lewisa, Carla Perkinsona, Elvisa Presleya i Johnna Casha w 1956 roku. Nie szkodzi, że nie rozumiałam treści, piosenki i muzyka była tak porywająca, że trudno było usiedzieć na miejscu. Tak pięknie zaczęty wieczór zakończyliśmy kolacją, podziękowaniami tłumaczom; Wojtkowi, Mikołajowi, Uli. Z ich rąk otrzymaliśmy dyplomy udziału w programie podpisane przez Departament Stanu. Żebyście widzieli nasze miny. Byliśmy tak dumni!
W sobotę po sprawnej odprawie i dwugodzinnym oczekiwaniu w samolocie na lotnisku w Chicago wyruszyliśmy w drogę powrotną do Polski. Co myśleliśmy, zawieszeni nad Oceanem, między ziemią a niebem? Nie wiem jak inni, ja opowiem Wam o tym później.
Dziękuję wszystkim organizatorom Departamentowi Stanu USA, Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności, Szkole Liderów za amerykańską wielką przygodę, która była moim udziałem.
Oddech wielkiego miasta
Nasza wizyta nieuchronnie zbliża się do końca. Dziś przed południem byliśmy z ostatnia wizytą w Young Womens Leadership Charter School. Szkoła publiczna dla dziewcząt od 7 do 12 lat. Głównie murzynki, ale także latynoski. Wśród nauczanych przedmiotów lekcje z przywództwa i osobistego rozwoju. Byliśmy na lekcji matematyki, chemii, plastyki.
Całe popołudnie chodziliśmy po Chicago. To niesamowite, piękne miasto. Byliśmy też w Muzeum Historii Chicago. Świetne. Za chwilę ostatni wspólny akord przed powrotem do Polski, idziemy do teatru.
Kontrasty
Znowu jesteśmy w pełnym składzie, cała dziesiątka. Wczorajszy dzień rozpoczął się od wizyty w Centrum kształcenia Talentów na jednym z najlepszych uniwersytetów w Stanach Northwestern University. Centrum zajmuje się rozpoznawaniem talentów u dzieci i ich rozwojem. Robią to na różne sposoby, prowadząc letnie zajęcia trzytygodniowe, kilkudniowe z dziećmi i młodzieżą, współpracują ze szkołami. Tworzą z uczestnikami "portfele", czyli indywidualne programy zaangażowania w różne problemy społeczne i wprowadzanie zmiany.
Pierwszy dzień w Chicago